.

.

czwartek, 28 października 2010

JESTEM W CIĄGŁYM NIEDOCZASIE...

i mam manko w spaniu. Dzisiaj niestety nie odwiedzę Waszych blogów i tak zapewne będzie do wtorku. Tymczasem zerknijcie na moje ostatnie dokonania. Zdjęcia robione były w biegu i nie wyszły tak, jak chciałam. Aparat wysłużony i fotograf bez przygotowania. Poniżej na zdjęciu komplet biżuteryjny frywolitkowo-drucikowy. Frywolitki jednak nie są mojej roboty, kupiłam je dawno temu. Są wykonane z wyjątkowo cienkiego kordonka i bardzo równiutko, podziwiam nieznaną mi osobę, która je zrobiła. Kulki wykonane sa osobiście przeze mnie z drutu florystycznego. Taki drucik jest cienki i miękki, bardzo plastyczny i można z niego zrobić ciekawe rzeczy. Drut nawijamy gęsto na cienki drut do robótek lub na patyczek do szaszłyków. Potem ściągamy utworzoną sprężynkę i ciasno zwijamy w kulkę lub inny zamierzony kształt.
















.. w temacie anielskim pozostaje nadal - tym razem na szydełku i bardziej optymistycznie:





















....ten wzór wyglądał bardzo ciekawie a praktycznie wyszedł z niego po prostu.. nietoperz!





















i jeszcze pochwalę się moją wygrana u IZARY - mam te kolczyki dziś na sobie: wyglądają bardzo ładnie (nawet na babci). Dziękuję za niespodziankę!

poniedziałek, 25 października 2010

W temacie anielskim pozostaję...

















a kolorystyka pracy koresponduje z aurą i z nastrojem. Dopiero jak wrzuciłam to zdjęcie do posta  zdałam sobie sprawę, że kojarzy mi się z dziecięcym nagrobkiem.Nie lubię tych burych, październikowo-listopadowych wieczorów. Nie lubię Święta Zmarłych i całej tej kiczowatej jego oprawy. Nie lubię również Halloween i jego totalnie kiczowatej oprawy. Powinno powstać coś "pomiędzy". Chętnie odwiedzam moich bliskich i znajomych w lecie. Cmentarz komunalny w moim mieście jest pięknie urządzony i bardzo zadbany, prezentuje się lepiej niż park zdrojowy. Ludzie chętnie go odwiedzają, toteż w pogodne dni można tam spotkać wielu znajomych, przysiąść na ławce i pogawędzić, pospacerować z dzieckiem, poczytać książkę, nawiązać nowe znajomości. Ileż to par skojarzyło się w jesieni życia nad grobami swoich bliskich!  Wracając do zaduszek - od wielu lat świętuję je z obowiązku i każdego roku obiecuję sobie zmienić tradycję. Ciekawe czy w tym roku się odważę?

piątek, 22 października 2010

BUTELCZYNY...

jeszcze puste i już się nimi chwalę. Ubrałam je w kordonek i wypełnię nalewkami cytrynową i miodową, a potem powędrują jako prezent do nowych właścicieli. Ubranka są łatwe do wykonania, powstały bez planu, po prostu "na oko".

Cytrynówka

Składniki:
4 cytryny,
0,5 L spirytusu,
1 szklanka cukru
2 szklanki wody

Proces tworzenia:
Nalewka po 2 tygodniach powinna być dobra do picia. Smaczniejsza jest ponoć jeśli postoi dłużej.
Do gotującej się wody wsypujemy cukier, mieszamy do rozpuszczenia i zestawiamy z ognia. Cytryny należy sparzyć (polać gorącą wodą), obrać cienko z żółtej skórki – tak aby ta biała została w miarę nienaruszona. Wtedy będzie łatwiej wycisnąć z nich sok, co należy uczynić.
Ciepły – NIE GORĄCY – syrop (woda z cukrem) mieszamy z sokiem z cytryny oraz pokrojonymi skórkami z cytryny. Nie trzeba kroić skórek na małe kawałki – to nie ma znaczenia. Do tej mikstury dolewamy 0,5 l spirytusu. Dlatego też wywar nie powinien być gorący – aby spirytus mocy nie stracił – tak słyszałam, gdyż ekspertem od alkoholi nie jestem
Teraz płyn należy zlać do np. dużego słoika i odstawić na 2 tygodnie. Płyn wraz ze skórkami oczywiście. Po 2 tygodniach trzeba przefiltrować nalewkę i rozlać ją np. do butelek.
Zamiast cukru możemy użyć miodu (dla tej ilości spirytusu – około 25 dag miodu) i dodać dla aromatu cynamonu lub imbiru.
 Nalewka działa  rozgrzewająco i rozweselająco, rozwiązuje języki lecz nie rozwiązuje problemów. Używać  z rozsądkiem i w szerszym gronie. 
 Piękne zdjęcie by to było, gdyby nie ten słupek... 
Pozdrawiam wszystkich jesiennie, złotożłółto,pogodnie i nastrojowo.
Dziękuję za wszystkie pozostawione komentarze.

czwartek, 21 października 2010

CHUSTA....

zrobiona na szydełku. Nie polecam - żmudna dłubanina i pochłania mnóstwo włóczki. Motyw lepiej wykorzystać w innym celu bo jest bardzo łatwy do wykonania. Muszę szczerze przyznać, że chusty robione na drutach prezentują się o wiele lepiej i zdecydowanie szybciej się je robi.  Ponieważ ostatnio permanentnie brakuje mi czasu, musiałam obfocić moją chustę w trakcie pracy. Wyskoczyłam na minutkę z biura w poszukiwaniu obiektu godnego przystrojenia chustą... i padło na płot!


środa, 20 października 2010

CZY PAMIĘTACIE TEN OBRAZEK?

W czasach mojego dzieciństwa obrazek przedstawiający Anioła Stróża pilnującego dziatek wisiał nad niemal każdym łóżeczkiem. "Mój" był nieco  inny - Anioł strzegł dwójki dzieci przechodzących przez mostek. Obrazek był w wersji czarno-białej. Długo szukałam w necie tego obrazka i znalazłam jedynie poniżej prezentowaną wersję. Jeżeli któraś z Was dysponuje wspomnianym obrazkiem - proszę o kontakt. Tymczasem oceńcie moją aktualną wersję, która powstała z najzwyklejszego wydruku na najzwyklejszym papierze i postarzona została żelazkiem i papierem ściernym, a finalnie zamalowana matowym lakierem. Miało wyjść rustical i myślę, że się udało. 


Poszukuję także innych wersji tych uroczych aniołków - podzielcie się wiedzą, jeżeli znacie linki do stron, z których można je wydrukować. Mam zamiar popełnić jeszcze kilka z myślą o dzieciach z zaprzyjaźnionych rodzin. Gwiazdka zbliża się nieubłaganie i czas wymyślać nietuzinkowe prezenty - zawsze mam z tym kłopot.


Udziergałam w międzyczasie rudy komplet biżuteryjny. Lubię ten kolor kordonka - zawsze wygląda dobrze.

A na koniec ogłaszam sezon gwiazdkowy 2010 za otwarty. 

sobota, 16 października 2010

RÓŻOWY TYDZIEŃ

... I can help myself !
Możesz sobie pomóc wykonując regularnie badania cytologiczne, odwiedzając lekarza i wsłuchując się w swój organizm...Możesz pomóc innej kobiecie uświadamiając ją, jak ważne jest takie postępowanie...

Zdjęcie przedstawione poniżej powstało na potrzeby zabawy nr 6 i 7. Technicznie jest beznadziejne - ale ważne jest przesłanie Różowego Tygodnia!

niedziela, 10 października 2010

JESIENNIE...

...codziennie zmierzając do pracy skracam sobie drogę - a właściwie robię to dla chwili relaksu - przez zapuszczony park. Słucham ptaków, zatrzymuję się by obserwować ganiające po drzewach wiewiórki, spoglądam na kaczki pływające po bajorku. Kiedyś w czasach dzieciństwa moich córek był to dobrze utrzymany obiekt z basenem, estradą, kortami tenisowymi.Wówczas był corocznie dopieszczany przez władzunię, jak wiele innych miejsc w naszym górniczym mieście - bo górnictwo wtedy było priorytetową gałęzią gospodarki i o górnika należało dbać! Od wielu lat nie budzi już zainteresowania władz miejskich i coraz bardziej dziczeje i zarasta chaszczami. Mimo to ludzie chętnie odwiedzają enklawę zieleni w centrum miasta.






















Spacerek trwa codziennie zaledwie jakieś 10 minut....























Lubię te poranne spacerki: o wiele przyjemniej brnąć przez błotko niż jechać do pracy...

środa, 6 października 2010

PRZYLECIELI ANIELI...

...to początek produkcji przedświątecznej z przeznaczeniem na prezenty. Dalszy ciąg zapewne wkrótce nastąpi w ilościach hurtowych. Pomysł powstał taki, by wykorzystać ryż i kaszę do zdobienia. Jak wyszło?





































Blogger szaleje - ostatnio zeżarł mi tło i musiałam
wymienić na inne, teraz mi jakieś spacje wstawia i połyka litery. Im więcej ulepszeń, tym gorzej działa!

niedziela, 3 października 2010

PRAWEM SERII...

powstała komódka. Prawdę mówiąc ten styl już mi się przejadł. Na razie wracam do szydełkowania.














































sobota, 2 października 2010

piątek, 1 października 2010

TACA...

zrobiona z pokrywki na beczkę, w której przechowywano pieprz ziarnisty. Beczka i pokrywka wykonane są z bardzo grubej, prasowanej tektury. Kilka takich pokrywek znalazłam w składziku podczas mojej wizyty na podkarpackiej wsi kilka dni temu. Jak tylko je zobaczyłam w kątku - od razu wiedziałam, jak je wykorzystam. W tym składziku - zwanym "boiskiem" (taka lokalna nazwa - dla mnie osobliwość: nazwa oznacza budynek gospodarczy, stodołę, skład, garaż, itp.) wynalazłam jeszcze kilka skarbów, o których opowiem następnym razem. Jak tylko znajdę się w takich miejscach, uruchamia mi się "szperacz" i zazwyczaj taszczę ze sobą do domu różne dziwolągi zamiast np. grzybów.... O, sorry - grzyby też były - najprawdziwsze prawdziwki! 
Nie miałam w  domu porporiny do wypełniania spękań. Zgadnijcie, jak sobie poradziłam? Potrzeba matką wynalazków - w domu kobiety zawsze znajdzie się sypki cień do powiek i uważam, że do tego celu nadaje się idealnie!